Nie wiem jak Wy, ale ja od czasu do czasu mam ochotę na konkretny kolor w ubraniu. Tym razem padło na zielony, kolor, który chodził już za mną od dłuższego czasu. Podobno każdy kolor ma dobroczynne działanie na określone choroby czy zaburzenia w organizmie. Coś w tym jest, bo jak chodził za mną kolor niebieski, to miałam problemy z gardłem. A zielony? Hmm... może lepiej nie wiedzieć ;)).
W każdym bądź razie wydziergałam wdzianko w kolorze zielonym, a właściwie, to chyba taki kolor zbliżony do miętowego. Jak już pisałam w poprzednim poście prułam to wdzianko od pachy w dół dwa razy. Pierwszy raz zrobiłam dół innym wzorem i całość nie spodobała mi się, drugi raz to samo... Ostatecznie doszłam do wniosku, że czasami największy urok jest w prostocie. Zrobiłam wdzianko samymi słupkami, a dla ożywienia dałam, zamiast moich ulubionych sznureczków jako wiązania, guziki. Guziczki trochę się mienią różnymi odcieniami zieleni, są takim małym akcentem w monotonii wzoru i koloru.
Wdzianko zrobiłam z włóczki Orient - 100% akrylu, szydełkiem nr 3. Włóczka zupełnie mi nie podpasowała. Miałam wrażenie, że robię ze sznurka, włóczka jest dosyć sztywna, nie pomogło nawet pranie i płukanie w płynach zmiękczających.
Wdzianko, albo jak kto woli, kamizelkę, robiłam metodą od góry. Chociaż wydaje mi się, że kamizelka, to część garderoby, która nie ma rękawów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz