środa, 22 kwietnia 2020

Przewodnik po maseczkach ochronnych

  Dawno nic nie dodawałam na bloga, co nie znaczy, że nic nie robię. Robię, ale tak jakoś bez ochoty i natchnienia. Pracuję zdalnie i prawdę mówiąc mam mniej czasu, niż gdybym pracowała normalnie. Z początku ucieszyłam się, że mogę w ten sposób pracować. Pomyślałam sobie, ze wyrobię wszystkie włóczki, wyszyję wszystkie zapasy materiałów, a tu klapa. Za nic nie mogłam się zabrać. Aktualnie robię na szydełku bluzeczkę z cieniutkiej bawełny i tak jak każdy, kto jest choć trochę obeznany z maszyną szyję maseczki. 
  Przetestowałam kilka modeli: te na wzór maseczek chirurgicznych, z jedną zakładką na środku, typu azjatyckiego i te anatomiczne. Dlatego pozwoliłam sobie na tym blogu odnieść się do tych modeli i podzielić swoimi obserwacjami.

Maseczki  z zakładkami.



Szyłam takie modele  z trzema zakładkami, na wzór chirurgicznych i takie jak na zdjęciu z jedną zakładką.  Jak dla mnie te są numer 1. Szyje się je prosto, szybko i przy prasowaniu taka zakładka sprawia o wiele mniej problemów. Przede wszystkim po praniu wygląda estetycznie. Moje maski składają się z 3 warstw. Pierwsza to bawełna, druga flizelina i wierzchnia spodnia dosyć gruba włóknina ze starych zapasów. Maseczki mają wyprofilowany nosek, dzięki wszytemu drucikowi. I to jest strzał w dziesiątkę, bo takie wyprofilowanie poprawia komfort noszenia maseczki. Gumki okrągłe 3 mm,  jak na razie sprawdziły się u mnie doskonale. Maseczki można prać w gorącej wodzie i prasować, ale po warstwie bawełny. Włóknina nie alergizuje i nie podrażnia ciała. 

Maseczka typu azjatyckiego



Ten typ maseczki tak wygląda po uszyciu i złożeniu. Jak dla mnie bardzo dobry model, ale bardziej pracochłonny. Maseczka ściśle przylega do twarzy, można zrobić do niej prosty szablon z kartki papieru formatu A4. 


Tak wygląda maseczka od wewnątrz, w środku jest kieszonka na filtr.


Ta sama maseczka w pozycji bocznej.

Maseczka wyprofilowana.



Ten typ maseczki też spełnił moje oczekiwania. Dzięki wyprofilowanej części na nos i pod oczami, ta maska dosyć dobrze przylega, a jeśli wszyjemy drucik,  to przyleganie będzie jeszcze lepsze. Dla mnie jest ona komfortowa w noszeniu, dobrze przylega do twarzy. Moje maseczki składają się z trzech warstw. Wierzch i spód są z bawełny a środek z grubej włókniny.



Gumki są trochę grubsze, ale też się sprawdziły. Sam szablon jest prosty i szycie też nie sprawia kłopotów. Gumki można regulować poprzez ich związanie w  supełek, co zupełnie nie przeszkadza, przynajmniej przy krótkim chodzeniu. Niestety, ale nie zawsze trafi się z długością. Taką maseczkę można bez obaw prać i prasować po obu stronach.



Wnioski

  Maseczki trzeba nosić i już. Może to być sama bawełna, ale ja wychodzę z założenia, że im więcej tych warstw, tym lepiej... chyba . Potrzebujemy ich sporo, bo trzeba je za każdym razem zmieniać i prać, prasować, i prac i prasować, i tak w kółko. Dlatego będę je jeszcze szyła.

  Gdybym miała ocenić skalę trudności i pracochłonności to polecam maseczkę nr 1 z jedną zakładką na środku. Nie polecam szycia maseczek bawełnianych z trzema zakładkami z kieszonką na filtr - przy prasowaniu masakra. Przynajmniej ja nie mam do tego cierpliwości. A po kilku praniach, to jednak każdą bawełnę trzeba machnąć żelazkiem, bo takiego gnieciucha na twarz bez prasowania nie da się założyć ;))). Drucik na nosku jest bardzo przydatnym gadżetem. Ja użyłam drucika ogrodniczego, takiego zielonego, który kupiłam kiedyś Biedronce nawijany na małe szpulki. Można go łatwo ciąć i formować.

  No cóż, myjmy wszyscy ręce, odkażajmy i nośmy maseczki. Może niedługo nasze życie wróci do normy. Oczywiście te moje spostrzeżenia i rady na temat maseczek są tylko i wyłącznie moje, nie jestem ani medycznym autorytetem, ani wirusologiem ;)). 

piątek, 7 lutego 2020

Sweter z włóczki Everest

    Włóczka Everest należy do moich ulubionych. Mieszanka wełny i akrylu doskonale sprawdza się w odzieży przeznaczonej na jesienne chłody i zimowe mrozy. Pomimo tego, że wełny w tym wyrobie jest tylko 30 %, to według mnie jest to wystarczająca ilość, żeby dać miłe odczucie ciepła. 
   Sweter zrobiłam na drutach prostym ściegiem, bo delikatny czarnoszary melanż nie wymaga skomplikowanych wzorów. Całość robiłam na drutach nr 5,5, a ściągacze na drutach nr 5. Poza listwą z przodu sweterka, bo ona była dziergana od razu z przodem. Zużyłam prawie 3 motki włóczki. Sweterek jest zapinany pod szyję, cieplutki.  Przy tej grubości włóczki dzianina szybko schodziła z drutów. 
     Kolory swetra są idealnie dobrane. Czerń jest delikatnie rozjaśniona szarością. Dzięki temu sweter nie jest za ciemny ani  za pstrokaty. Może być elementem eleganckiej kreacji jak i takiej na co dzień. Wszystko zależy od dodatków.



Oprócz melanżu widoczne są pasy, które układają się w zupełnie dowolny sposób. To mi się podoba najbardziej w tego typu włóczkach.



 Tydzień temu tak kwitł mój ciemiernik. Te cudne kwiatki kwitną nawet w zimie, oczywiście pod warunkiem, że jest ona odpowiednio ciepła 😉.

piątek, 10 stycznia 2020

Postrzępiona kołderka

    Po świętach zrobiłam przegląd zapasów tkanin i zdecydowałam, że uszyję z flaneli kolejną postrzępioną kołderkę. Kiedy już zaplanowałam całą robotę okazało się, że bazowego materiału mam za mało. Na szczęście miałam w zapasach drugi kawałek flaneli w ptaszki. Jakby tego było mało, szybko zorientowałam się, że tkaniny na spód też nie wystarczy.  Nie wiem, gdzie ja miałam głowę, jak zaczynałam projekt ;).

   Jakoś z tego wszystkiego wybrnęłam. Na wierzch miałam 4 metry flaneli. Na spód 1 metr minki i 1 metr polaru. Resztę wygrzebałam w szafie. Zużyłam pomarańczowy kocyk polarowy, starą bluzę i spódnicę ;)). W ten sposób pozbyłam się zapasów i zrobiłam recykling starych rzeczy. 
   
   Kocyk powstał ze 143 kwadratów, które zszyłam losowo. Dodatkowo każdy kwadrat ma wszytą ocieplinę, więc kołderka jest bardzo ciepła i mięciutka. Kolor tkanin jest bardzo energetyczny. Najwięcej zabawy było przy wycinaniu frędzelków. I to była najgorsza i najbardziej nieprzyjemna część pracy, bo wszędzie było pełno nitek i włókien z minki. Na szczęście po upraniu koca i porządnym odkurzeniu ten problem zminimalizował się. Na pełny efekt trzeba zrobić docelowo jeszcze ze dwa prania.



Jako tło posłużyła  postrzępiona kołderka, którą zrobiłam wcześniej. Jak widać ma się całkiem dobrze i po kilkukrotnym praniu  nie strzępi się już.


Ptaszki widać tylko na niektórych kwadratach :)).


Recyklingowa mieszanka :)).