Moja przygoda z szyciem zaczęła się jeszcze w dzieciństwie, szyłam ręcznie ubranka dla lalek, a jako 13 latka uszyłam sobie pierwszą letnią sukienkę z wykroju. Kiedyś szyłam dla siebie sporo rzeczy: sukienki, spódnice, bluzki, spodnie i wiele innych rzeczy... potem po prostu przestałam szyć na długie lata. Nawet nie wiem dlaczego? Z braku czasu, cierpliwości, czy może nie opłacało się szyć, kiedy w sklepie można było kupić wszystko w dobrej cenie.
Nieśmiało zaczęłam powracać do szycia, z jednej prostej przyczyny, to co wisi w sklepach jest chyba w większości szyte przez małe chińskie rączki w rozmiarówce też raczej chińskiej. Mam dość wbijania się w kompleksy, że nie mieszczę się w normalne rozmiary, które jednak normalne nie są ...
Na pierwszy ogień poszła spódnica uszyta z lekko przeźroczystego materiału, tak na pierwszy rzut oka, coś jakby żorżeta. Wykrój spódnicy wzięłam z Burdy ale musiałam go modyfikować. W sumie jest to zwykła spódnica z karczkiem, więc żadna rewelacja jeśli chodzi o wykrój i szycie. W pierwowzorze na karczku były jeszcze szlufki i wiązanie ale ja z tego zrezygnowałam.
Wersja wieszaczkowa ;)))
Tak wygląda spódnica po rozłożeniu.
Dół spódnicy obrzuciłam na overlocku, w podszewce zostawiłam tak jak jest a wierzch podwinęłam i przestębnowałam na zwykłej maszynie, a potem zaprasowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz